Komentarze: 1
Najpierw kwestia czysto formalna, czyli odwiedziłam ojca, a on bez problemu zgodził się na wyrobienie dla mnie paszportu. W pokoju zostałam mile zaskoczona brakiem fotki tej baby w futerku czy czymś tam, która to fotka była niegdyś oprawiona w tandetną, posrebrzaną ramkę i stała sobie na biurku, naprzeciwko łóżka. Jakie to romantyczne, doprawdy. Wypiłam dwie szklanki gazowanego napoju o prawie pomarańczowym smaku, poczęstowałam się też ciasteczkiem podobnym do delicji (no ale to była podróba) Oczywiście, cały czas prowadziłam rozmowę z ojcem. Następnie wybraliśmy się na spacer w celu zobaczenia, o której godzinie mam rozpoczęcie roku szkolnego. Yhhh. O dziewiątej. Trzeba będzie wcześnie wstać:o/ Ojciec, ku mojemu rozczarowaniu, wyszedł na ten spacer w ciemnozielonych, dresowych spodniach (ale takich grubych, nie tych świecących, takich śliskich w dotyku, rozumiecie, o co mi chodzi) i granatowej koszuli w kratkę z podwiniętymi rękawami. No, jednym słowem, nie wyglądał najlepiej. Zwróciłam mu uwagę, ale stwierdził, że koszula jest w miarę schludna. No nic. Myślałam, że pójdziemy do jakiejś cukierni czy kawiarni, albo chociaż na lody, ale skądże znowu! Ech...
A dzisiaj dotarł do mnie list i pocztówka od Niego, z Kaszub. Ech, jestem...ZAKOCHANA...