Komentarze: 0
Jedyne, co czułam, zasypiając minionej nocy, to ból. Potworny ból głowy, nie wiadomo czym spowodowany. No bo nie piłam nic, więc to nie mógł być kac. Ból był tak wielki, że tylko marzyłam o jak najszybszym zaśnięciu. Przyłożenie głowy do chłodnej poduszki przynosiło chwilową ulgę, ale zaraz musiałam przerwacać się na drugi bok, co powodowało jeszcze większy ból. Bolało mnie też moje wnętrze. Oczywiście, mam na myśli ból psychiczny, a nie ból któregoś z moich organów wewnętrznych. Było mi tak jakoś niedobrze. Kłótnia z Nim o bzdurę (miejsce na imprezę). W efekcie nie jadę na żadną imprezę, ponieważ bez Niego to nie będzie już to samo. I w związku z tym wkurzona jestem niesamowicie. Na Niego. I na większość ludzi.
Wczoraj też stanęłam przed lustrem i zobaczyłam brzydką dziewczynę ze zmęczeniem wypisanym na twarzy. Opuchnięte oczy, przetłuszczające się włosy, jakaś nowa krosta przy nosie, na prawym policzku. Wymuszony uśmiech. Gdzieś w środku wołałam 'chcę do domu', ale przecież byłam w domu. Chciałam więc wrócić do siebie. Do swojego ja. Bo wczoraj ewidentnie nie byłam sobą. To się chyba lekki dół nazywa. I oczy mi łzawiły. Same. Za dużo komputera. I w ogóle odkryłam, że przychodzi mi spotykać się ze sprawami, o których nie mam pojęcia, ale muszę sobie z nimi radzić. Zupełnie sama. Ale wieczorem poszłam na spacer. Dość długi. I wróciłam już inna. Wesoła, jak dawniej. Zadowolona. Znów stanęłam w lustrze i zobaczyłam szczery uśmiech na twarzy pogodnej nastolatki z całkiem ciekawie wymodelowaną czuprynką kolorowych włosów i błyszczącymi, czarnymi oczami. Widocznie ten spacer był mi bardzo potrzebny.
Nad ranem ból ustąpił, ale musiałam dzisiaj wcześnie wstać, gdyż wybierałam się na spacer po mieście (zakupy). I z przykrością zauważyłam, że podczas dłuższego spaceru koniecznie muszę zaopatrzyć się w coś do jedzenia i coś do picia, bo inaczej nie wytrzymam. Nie wiem, czy to powód do niepokoju, ale martwi mnie to troszkę. Jestem jakby mniej odporna, mam słabszą kondycję, szybciej się męczę. Nie wiem, dlaczego, ale mam nadzieję, że to kiedyś ustąpi.
A tak w ogóle, to pozdrawiam. U mnie nad ranem było bardzo zimno, a teraz zrobilo się upalnie, mimo, iż słoneczka niet. No to papa.